Mojsze od wielu lat, niestrudzenie i uparcie każdego wieczora modli się do Boga:
-Panie, spraw, żebym wygrał górę pieniędzy, albo chociaż parę groszy!
Po tysięcznej z kolei prośbie Pan Bóg nie wytrzymuje, odgarnia z twarzy chmurę, nachyla się do ucha Mojszego i grzmi:
-Mojsze, Ty daj mi choć szansę! Ty kup los!!!
Dwa dni po wygranej w konkursie zorganizowanym przez Ewę Książkówkę, miałam przyjemność wygrać kolejny konkurs u Cyrysi. Zauważyłam, że mam jak na razie 100-procentową skuteczność, jeżeli chodzi o konkursy, w których mam cokolwiek do powiedzenia. No, ale konkursów, w których biorę udział, nie tak znowu wiele, jak widać.
Swojego czasu wysyłałam rozwiązania krzyżówek i o dziwo tym sposobem stałam się posiadaczką zegarka Timex Indiglo, który noszę od 20 lat, depilatora Zepter - zdradzę Wam tę intymną tajemnicę i wyjawię, że tez używam do tej pory, dezodoranty Zepter, kasetę video z Jane Fondą "Sekret płaskiego brzucha" - jakoś nigdy nie obejrzana, ponieważ sekret nie był dla mnie sekretem w tamtych przedpotopowych czasach, no a teraz juz po ptokach, choćby dlatego, że nie mam archaicznego odtwarzacza video, nie mówiąc o płaskim brzuchu.
-Panie, spraw, żebym wygrał górę pieniędzy, albo chociaż parę groszy!
Po tysięcznej z kolei prośbie Pan Bóg nie wytrzymuje, odgarnia z twarzy chmurę, nachyla się do ucha Mojszego i grzmi:
-Mojsze, Ty daj mi choć szansę! Ty kup los!!!
***
Dwa dni po wygranej w konkursie zorganizowanym przez Ewę Książkówkę, miałam przyjemność wygrać kolejny konkurs u Cyrysi. Zauważyłam, że mam jak na razie 100-procentową skuteczność, jeżeli chodzi o konkursy, w których mam cokolwiek do powiedzenia. No, ale konkursów, w których biorę udział, nie tak znowu wiele, jak widać.
Swojego czasu wysyłałam rozwiązania krzyżówek i o dziwo tym sposobem stałam się posiadaczką zegarka Timex Indiglo, który noszę od 20 lat, depilatora Zepter - zdradzę Wam tę intymną tajemnicę i wyjawię, że tez używam do tej pory, dezodoranty Zepter, kasetę video z Jane Fondą "Sekret płaskiego brzucha" - jakoś nigdy nie obejrzana, ponieważ sekret nie był dla mnie sekretem w tamtych przedpotopowych czasach, no a teraz juz po ptokach, choćby dlatego, że nie mam archaicznego odtwarzacza video, nie mówiąc o płaskim brzuchu.
Tak, jak jestem szczęściarą, której wszystko w życiu się udaje (albo raczej, siedząc w ziemnym dole po pachy, optymistycznie stwierdzam, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, bo może akurat to borowina), tak w grach losowych większe szczęście ma reszta rodziny - Mim celuje w zdrapkach, raz walnął nawet 150zł.
13 lat temu siedzę sobie w pracy, gdy wtem, ze swojej pracy dzwoni do mnie Mamina. Okazało się, że Małż, siedząc z kolei w swojej pracy, wygrał w radiu S główną nagrodę, co usłyszała na antenie rzeczona Mamina. No więc ja ze swojej pracy dzwonię do Małża, że ma zadzwonić do Radia S i potwierdzić, że on to on :) Tym sposobem... wygrał zaproszenie na Sylwestra Anno Domini 2000. A żeby było niesamowicie, to Sylwester był na środku Bałtyku na pokładzie Promu Polonia linii Świnoujście-Ystad, a żeby było jeszcze ciekawiej, imprezę prowadziła Resich-Modlińska. Nigdy w życiu, ani wcześniej, ani później nie jadłam takich pyszności i to w TAKICH ilościach... Całe prosiaczki z rożna (wiem, wiem, ale pyszne, przepraszam), homary, owoce morza, maliny, truskawki w środku zimy (przypominam, że to rok 2000!), owoce, kaczki, drób ozdobny, kosze w kształcie rogów obfitości z ciasta chlebowego, fantazyjne kształty z masła, ostrygi, ryby i raki okraszone hektolitrami szampana i innych trunków. Wszystko podane w taki sposób, że oczy wychodzą z orbit. Orgia smaków, feeria kolorów, orgazm kulinarny. Jestem osobą nie tańczącą, ale jedzącą za to, podobnież jak i Małż, więc skupiliśmy się wspólnie wyłącznie na szaleństwach organoleptycznych i werbalnych.
3 lata temu, zresztą jak co roku w lipcu, braliśmy udział w znanym poznańskim Festynie Farnym "Warkocz Magdaleny". Impreza odbywa się na dziedzińcu przed Farą i UM. Tu zawsze można zjeść warkocze - plecione długie bułki, są stoiska z książkami, konkursy (Mat i Mim rokrocznie wygrywają w biegu, rzutach do kosza i w konkursach tematycznych), wybór najdłuższego warkocza, konkurs na najdłuższe zadęcie w piszczałkę organową. Raz nawet wzięłam w nim udział, mimo, że ustnik był tylko pobieżnie przecierany chusteczką, a kto mnie zna (jestem nieco przewrażliwiona na punkcie patogenów z racji ich znajomości, to raz, a dwa- uczulenia na jady bakteryjne, co jest swoistym kuriozum), ten doceni brawurę w bliskim zetknięciu się z nimi metodą usta-usta. Mam pojemność płuc dorosłego mężczyzny, co jest udowodnione naukowo przez spirometrię, chociaż nie czuję tego, stawiałabym raczej, że mam rachityczne płuca 5-letniego dziecka z mukowiscydozą. Przy biegach dłuższych niż 100m umierałam powolną śmiercią przez uduszenie. Z naukowego punktu widzenia mężczyzna ze mnie więc wzorcowy, ale chyba jakiś niewyrośnięty, bo z mężczyznami przegrałam. Nie było bowiem podziału na płeć, a z mężczyzną w żadnych zawodach sportowych nie wygrasz, jesliś kobietą. No, chyba, że w szachach.
Clou programu jest tradycyjne wieczorne losowanie głównych nagród w loterii, z której dochód przeznaczany jest na remont zabytkowej Fary i Organów mistrza Friedricha Ladegasta, o których pisała Musierowicz. Do wygrania są zaproszenia do kawiarni (wygraliśmy w 2006), do restauracji, kosze win, rowery sztuk 2. Głównymi nagrodami były wycieczki do Rzymu, na Litwę i do Izraela. No i los Mata wygrał! 2 tygodnie w Egipcie i Izraelu i to w czasie polskich mrozów. Uprzedzam pytania- dla jednej osoby. Poleciał Małż... Wrócił tak opalony, że jego zęby jakiś czas spełniały funkcję nocnej lampki.
Wracając do meritum. Po lawinie przemiłych komentarzy i tu, i na
blogach, na których wygrałam konkursy, zmobilizowały mnie (no dobra,
zmobilizowała mnie też sytuacja ekonomiczna naszej rodziny składająca
się z emerytki, dwóch dorosłych osób bezrobotnych oraz dwójki
nieletnich pacholąt), do wysłania 2 (słownie dwóch) propozycji mojej
osoby na stanowisko copywritera. Od złożenia moich aplikacji w jednym
przypadku minęły 4 dni robocze, w drugim proces rekrutacji się nie
zaczął, jednak, skoro nikt nie wali drzwiami i oknami i nie rozrywa mnie w
uniesieniu, to myślę, że już tak pozostanie i dlatego, co mi tam, pozwolę sobie zamieścić tu trzy teksty, wedle życzenia firmy, na pół
stroniczki każdy, mające w swym założeniu odwieść określone grupy społeczne od palenia
tradycyjnych papierosów i przerzucenia się na e-papierosy. Mogę pisać na dowolny temat, pod warunkiem, że jest zgodny z moim
sumieniem i choć trochę mnie interesuje, co potraktować proszę jako
ekshibicjonistyczną propozycję i ofertę z mojej strony ;) Chętnych do współpracy nieustająco zapraszam ;)
STUDENCI
Studia zakończyłam szczęśliwie 16
lat temu. Z wynikiem bardzo dobrym nawet i ku zaskoczeniu ogółu, głównie pani
wychowawczyni z liceum, przez litość tylko nie wspomnę, którego. Wic w tym, że
studia zaczęłam i skończyłam jako palaczka. Może tu paść sakramentalne pytanie
i cóż z tego? Otóż wszystko. Biję się w implanty, kornie klęcząc u bram Alma
Mater, że zgrzeszyłam myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem. Gdyby nie
papierosy, mogłabym poświęcić 200 minut dziennie więcej na zgłębianie bezmiaru
przedkolokwialnej, tudzież przedegzaminacyjnej niewiedzy. Kto wie, czy tego
tekstu nie pisałaby teraz piersiasta blondynka w randze doktora, a nie zwykły,
prosty magister. Co więcej, bezrobotny. Jakże inaczej jawiłaby się jego
przyszłość, gdyby na jego drodze stanął wówczas przystojny akwizytor dzierżący
w prawicy tajemne pudełko skrywające klucz do udanego życia. (Tekst prawi o
kobiecie, lecz jak brzmi żeński odpowiednik magistra? Trochę niezręcznie, nieprawdaż.
Tekst w tej formie nabrał więc siłą rzeczy gejowskich rumieńców, co, nie
wiadomo, czy mu wyjdzie na zdrowie, czy położy się cieniem). W pudełku, rzecz
jasna e-papieros. Nieśmierdzący, nieabsorbujący, nieniszczący neuronów i
sprzyjający rozkwitowi związków.
Mieszczący się w słoiku, w kieszeni, ot, taki modny kumpel, którego w
towarzystwie Aj-cosiów można zabrać do pubu. W sam raz dla studenta. ;) Epickie :)
KOBIETY
W ŚREDNIM WIEKU Z WYŻSZYM WYKSZTAŁCENIEM
No i proszę, tytuł kieruje swój
krogulczy paluch we mnie. Jak miło. W tytule trzy zmienne, z czego jedna (wykształcenie) - statyczna i
dwie dynamiczne (wiek niestety współgra odwrotnie proporcjonalnie z płcią. Kto
nie wierzy, niech zapyta staruszków).
Co przeciągnęłoby mnie na jasną stronę mocy, zmuszając do porzucenia ciemnej i skłębionej, a jednocześnie śmierdzącej, złej strony, zakładając, oczywiście, że tkwiłabym jeszcze po tejże stronie? Czynników może być multum. Podzielmy je roboczo na wewnętrzne i zewnętrzne.
Co przeciągnęłoby mnie na jasną stronę mocy, zmuszając do porzucenia ciemnej i skłębionej, a jednocześnie śmierdzącej, złej strony, zakładając, oczywiście, że tkwiłabym jeszcze po tejże stronie? Czynników może być multum. Podzielmy je roboczo na wewnętrzne i zewnętrzne.
Do
wewnętrznych zaliczyć możemy poranny niesmak w ustach, nawet bez spoglądania na
osobnika, przy którym budzimy się co rano. Pożółkłe palce - a tego nie zrzucimy
na manicurzystkę, która podczas pracy nad żelowymi paznokciami kichnęła całą
sobą. Szara cera i wysuszony naskórek nie nastrajają optymistycznie do życia.
Podwójnie, gdy uzmysłowi sobie taka kobieta, ile trzeba wydać na korektor i
make up, by zatuszować i zasmarować równą warstwą wybryki i swawole nikotyny.
To samo z dymnymi perfumami, które wgryzają się we włosy. No i ten denerwujący otoczenie nawyk: ekchem!,
przy którym nie wiemy, czy ktoś cierpi na nieżyt krtani, czy znacząco wymusza
na nas, byśmy się domyślili swoich błędów. No i
najważniejsze- kwilący w kołysce żywy wyrzut sumienia, napiętnowany od
urodzenia całym wachlarzem potencjalnie śmiertelnych chorób do trzech pokoleń naprzód.
Czynniki zewnętrzne możemy dalej podzielić roboczo na domowe i zawodowe.
Czynniki zewnętrzne możemy dalej podzielić roboczo na domowe i zawodowe.
Domowe -
wiadomo, okazuje się, że zarabiamy po to, żeby wydać na sprzątaczkę, lekarza rodzinnego
i pediatrę, jeżeli się nam poszczęści oczywiście. Jeśli nie - pozostaje
kardiolog i geriatra, posadki ciepłe i lukratywne.
Zawodowe - no kto, prócz zaślepionego
pożądaniem szefa, chciałby pracownicę z nieodłącznym towarzyszem zwisającym z
kącika wyszminkowanych warg?
Poza tym, nawet
Szymborska nie odbierała Nobla z kiepem w ustach.
MĘŻCZYŹNI
PO 50 Z WYKSZTAŁCENIEM ZAWODOWYM I ŚREDNIM.
Przeczytawszy ten nagłówek pozostaję
w dysonansie poznawczym. Co podmiot liryczny miał na myśli? Czy chodzi tu trywialnie
o wiek, o 10 wiosen wyższy niż osławiona graniczna czterdziestka? A może
odwieść od grzechu nikotynizmu należy mężczyzn po spożyciu 50 ml napoju
wyskokowego?
Nota bene
zasmucił mnie fakt wrzucenia do jednego burego wora panów z asfaltem pod paznokciami
i tych, którzy powiesili sobie nad czyściutkim łóżkiem świadectwo maturalne ze
średnią 4,8.
Niemniej, jakby
ta pięćdziesiątka nie wyglądała, to i tak jest to orka na ugorze. To przecież
męska połowa pokolenia reklamy Marlboro, potomkowie dinozaurów i James'ów
Dean'ów. To pokolenie musi po prostu wymrzeć, przegrawszy z czasem i modą. Już
obserwuje się selekcję naturalną, uwypukloną czarnymi zgłoskami w ZUS-ie i
Universum. No, w ZUS-ie, sądząc po marmurach, to złotymi. Jedyne, co może
podziałać na zmianę nawyków, to obietnica długonogiej niewiasty przynoszącej
drinki wprost do łoża z baldachimem, znajdującego się w domu z basenem i
przyległościami o powierzchni circa 4ha. Z bonusem w postaci braku bliskich
kontaktów z lekarzami do późnego wieku, a wręcz przeciwnie z pielęgniarkami.
Może dodawać je jako suplement do e-papierosów? ;)